poniedziałek, sierpnia 01, 2011

Konkurs z GACKTEM rozwiązany

Co prawda liczyłem na nieco większe zainteresowanie, ale na szczęście nasi czytelnicy nie zawiedli. Z przyjemnością ogłaszam, że bilety na sobotni koncert GACKTA zdobyli: DIGITAL_LUNA i Sousuke. Zwycięzcom gratulujemy!!

Poniżej prezentuję nagrodzone prace:


Recenzja DIGITAL_LUNA
Jaki jest Gackt – większość wie. Gwiazda popu nie do końca popem będącym. Jeśli spojrzeć przekrojowo na całą jego twórczość, można spokojnie powiedzieć, że bywało różnie. Niemniej jednak ma w swojej dyskografii perełki, które każdy fan muzyki gitarowej powinien przesłuchać. Nie inaczej jest z albumem Moon o którym traktuje poniższa recenzja.
Jest to trzeci długogrający krążek w dorobku Gackta i zdecydowanie jeden z tych lepszych. Przede wszystkim na wstępie trzeba powiedzieć jedną rzecz – jest rockowo i nie powtórzyła się popelina z Rebirth. Zdecydowanie więcej tutaj gitar i agresywniejszych brzmień, co oczywiście jest już niejako atutem dzięki któremu ten album przewyższa poprzednika. Zaczynając jednak od początku, od pierwszego utworu – mamy jak zwykle intro. Instrumentalno-folkowo-gitarowy kawałek mający nas wprowadzać w album. Szczerze mówiąc nie robi większego wrażenia i jest raczej z kategorii tych „dziwnych”. Dalej jest już o niebo lepiej bo Lu:na wbija nam w uszy solidną porcję melodyjnego rocka ze świetnymi partiami perkusji, charakterystycznie brzmiącymi ozdobnikami gitarowymi (motyw rozciągnięcia na stereo jest świetny) i naprawdę mocnym wokalem Gackta. Do tego dochodzi wchodzący w głowę refren i mamy gotowego singlowa. Dalej jest odrobinę lżej, bo oto nadchodzi wa.su.re.na.i.ka.ra. Kawałek wciąż rockowy z przyjemnymi dla ucha gitarami, jednak o bardziej popowej melodii. Nie bez znaczenia jest tutaj też pogodny ton całego utworu i wokal bez pazura. Pojawiają się w końcu gitary akustyczne jeszcze bardziej rozluźniające klimat. Następny Soleil ma prawo kojarzyć się z albumem Rebirth i faktem jest, że to chyba najbardziej popowy utwór na albumie. Skoczna melodia z dodatkiem silnego basu i trąbek w tle jest co prawda ciekawa, jednak po wstępie do albumu nie tego się oczekuje. Niemniej jednak każde urozmaicenie repertuaru jest na plus, zwłaszcza w perspektywie dalszej części albumu. Speed Maste” to najcięższy i najszybszy kawałek na albumie i nie ma co do tego dyskusji. Agresywne gitary i zabójcze (jak na Gackta) tempo po prostu tworzą mieszankę wybuchową pełną adrenaliny. Dodać należy do tego zmieniony elektronicznie wokal i mamy pełny obraz jednego z najbardziej charakterystycznych utworów na albumie. Dalej przychodzi pora na nieco wolniejsze klimaty. Gackt przyzwyczaił słuchaczy do tego, że potrafi smęcić i usypiać balladami, jednak tym razem na szczęście nie przesadził. Fragrance bitem jest usłane i tworzy faktycznie nieco senny nastrój w połaczeniu z wolnym wokalem Gackta, jednak melodia jest interesująca i wchodzi w głowę nie pozwalając przeskoczyć tego utworu. Teraz nadchodzi pora na perełki tego albumu. Mowa o death wish uderzającym słuchacza na wstępie świetną perkusją i basem. Po chwili uspokojenia wokalem przechodzi w naprawdę naładowany mocą refren. Każdy, kto usłyszy te charakterystyczne gitary wbijające się w mózg, zostanie zahipnotyzowany. Bez wyjątku. Atutem tego utworu jest też dość monumentalnie brzmiący wokal. Okazuje się, że jeśli Gackt chce, to potrafi przekazać głosem pasję. Doomsday już na wstępie pokazuje pazury ciężką gitarą. Jest to kolejny utwór w stylu „uderzenie-moment spokoju-uderzenie”, jednak to właśnie te utwory w mojej opinii najlepiej Gacktowi wychodzą. Nie jest to kawałek tak mroczny jak poprzednik, jednak ma w sobie niesamowitą przestrzeń pozwalającą słuchaczowi oderwać się od rzeczywistości. Dużą zasługę mają tu charakterystyczne twórczości Gacta ozdobniki i detale dźwiękowe tworzące klimat. Następnym popowo brzmiącym utworem jest Missing. Zwiewna melodia, popowo gładki wokal i pogodny klimat kontrastują z poprzednimi utworami, choć nadal są ciekawe. Dla mnie główną atrakcją albumu jest jednak następny utwór o tytule rain. Monumentalne dzieło zaczynające się jak delikatna ballada, w refrenach przechodzące w mocniejsze muzycznie rejony z dodatkiem klawiszy uderzających dźwiękiem przypominającym spadający deszcz. W środku pojawia się nawet dźwięk skrzypiec. Bez dyskusji trzeba ten kawałek usłyszeć by zrozumieć jego moc. Utwór się kończy a po nim wskakuje Another World rodem z openingu jakiegoś anime. Lekki melodyjny, gitarowy utwór po prostu dobry do odsłuchania, jednak nie jest żadnym dziełem. Ma po prostu dużą dawkę pozytywnej energii. Album zamyka memories – najdłuższy kawałek na albumie. Trochę balladowy, trochę gitarowy twór z akcentem orkiestrowym. Utwór dobry na zamknięcie albumu, jednak wcale wybitny i o klasę gorszy niż perełki, które mogliśmy usłyszeć wcześniej.
Podsumowując cały album – mimo gorszych i lepszych momentów, jest to zdecydowanie płyta zawierająca wiele chwytliwych momentów i brzmień jakie zapamiętamy na dłużej. Gackt zawsze na swoich wydawnictwach dbał o swego rodzaju „czystość” dźwięku i tutaj też jest ona wyraźna. Wszystko jest dopracowane i na swoim miejscu, a każdy ozdobnik łatwo można usłyszeć i tworzy z resztą dźwięków dopracowaną całość. Jeśli jest się fanem Gackta, to jest to pozycja obowiązkowa. Jeśli jeszcze nie, to tym albumem można rozpocząć swoją przygodę z jego twórczością.
Recenzja Sousuke
Episode 0 to najnowsze wydanie Gackta, które ukazało się przed jego tegoroczną trasą koncertową po Europie, GACKT YELLOW FRIED CHICKENz 2011 EUROPEAN TOUR. Jest to już 39 singiel muzyka.Singiel, mimo swojego tytułu, nie jest muzycznym, nowym początkiem Gackta. Jak najbardziej wpisuje się w to co muzyk wydał do tej pory.Tytułowa piosenka, Episode 0, zaczyna od mocnego, gitarowe riffu, aby po chwili uspokoić , by znów mocniej zabrzmieć. Cały kawałek składa się z takiej przeplatanki, która się bardzo dobrze słucha. Na samo zakończenie piosenki znów powraca mocny, rockowy riff, który doskonale zamyka cały utwór tworząc z niego idealną, zamkniętą całość. Wokalnie całość stoi na wysokim poziomie, nie można nic zarzucić wykonaniu. Bardzo przyjemnie słucha się głosu Gackta płynącego między kolejnymi dźwiękami. Lirycznie piosenka również stoi na wysokim poziomie. Opowiada historię samuraja, który jest w stanie wiele poświecić dla zwycięstwo. Zostaje jednak pokonany w walce, a głos śpiewu młodej dziewczyny, który dotarł do niego, odmienił go na łożu śmierci. Chciałby narodzić się na nowo, aby szerzyć najcenniejszą wartość, pokój, za pomocą swojej piosenki. Doskonałym dopełnieniem tego jest, dołączony do wydania rozszerzonego, teledysk, zrealizowany w genialny sposób, bardzo klimatyczny, przedstawiający historię bohatera piosenki. Przeważa różowo-fioletowa kolorystyka. Sceny są pokazane w sposób statyczny przedstawiając tylko delikatny ruch bohatera.Drugim utworem na singlu jest Paranoid Doll, który jest coverem vocaloidowej piosenki Kamui Gakupo (vocaloid to syntezator śpiewu stworzony przez Yamahę). Wersja Gackta jest bardzo bliska oryginałowi. Klimatem świetnie uzupełnia Episode 0. Po historii samuraja, zawarte w Paranoid Doll dźwięki czysto japońskich instrumentów doskonale uzupełniają singiel w całość. Piosenka jest jednak wolniejsza i spokojniejsza, dająca słuchaczowi trochę wytchnienia. Historia w tym utworze przedstawia odnajdywanie się, przez bliżej nieokreślonego bohatera, raz za razem ciągle na nowo.Singiel uzupełniony jest wersjami instrumentalnymi obu utworów, który są przysłowiową wisienką na tym Gacktowym torcie.Całość pokazuje, że pomimo, iż to już 39 singiel, Gackt ciągle jest w wysokiej formie. Kawałek solidnej roboty, który mogę polecić każdemu z czystym sercem.

Brak komentarzy: