Fot. copyright GOD CHILD RECORDS |
D – huang di ~yami ni umareta mukui~ B TYPE
GOD CHILD RECORDS
mini album, 21.11.2011
Przed przystąpieniem do słuchania tej płyty miałem pewne obawy, że formacja D mięknie na starość i zacznie zawodzić niczym Kagrra. Jednak od wielu lat jestem zwolennikiem łączenia folku z ostrym rockiem bądź metalem i uważam, że odpowiednio zaaranżowane połączenie obydwu gatunków daje niesamowity efekt. Mini album huang di ~yami ni umareta mukui~ to materiał przemyślany i przygotowany w sposób profesjonalny, a co najważniejsze nie jest bezdusznym produktem, a prawdziwym dziełem sztuki w każdym calu dopieszczonym przez artystów, którzy go stworzyli. Chłopaki nagrywają sporo utworów i dosyć często wydają nowe nagrania. Za każdym razem boję się, że może braknąć im pomysłów. Na szczęście zazwyczaj jestem mile zaskoczony i usatysfakcjonowany. Pomimo charakterystycznego, wypracowanego przez lata stylu, często potrafią mnie zaskoczyć jakimś drobiazgiem. Przed przystąpieniem do pierwszego przesłuchania płyty warto przypomnieć sobie 2 wcześniejsze utwory, mianowicie Crimson Fish (z krążka 7th Rose) i Hēilóng/heroin (z singla akaki hitsujino bansankai). To właśnie historie opowiedziane w tamtych kawałkach stały się inspiracją do stworzenia kontynuacji zawartej na huang di ~yami ni umareta mukui~. Warstwa tekstowa opowiada dalsze losy miłosne bohaterów osadzone w mafijnym półświatku dusznym od przemocy i narkotyków, nad którym unosi się widmo smoka będącego symbolem wszelkiego zła. Warstwa muzyczna jest natomiast rozwinięciem zawartych w tamtych numerach orientalnych smaczków. Genialnie zaaranżowanych, z użyciem tradycyjnych instrumentów jak np. kokyu (a nie jakiś syf z taniego klawisza). Zabiegi te doskonale sprawdzają się w monumentalnym refrenie utworu tytułowego z mocnym perkusyjnym uderzeniem, ale także w spokojnej i kojącej atmosferze sansuishi, malującej przed oczami słuchacza rozległe chińskie pejzaże. Tutaj aż czuć harmonię z naturą. Tak, to Chiny zainspirowały muzyków, a zwłaszcza ASAGIEGO do stworzenia tego konceptu. To ASAGI zainicjował działania, ale w płytę wkład mają wszyscy członkowie. Wymiękam słuchając delikatnej ballady honou no kairou, a z drugiej strony na kolana rzuca mnie moc ryuugan no shizuku. W tym miejscu zakończę, bo już nikt nie czyta, a każdy zdążył już włączyć płytę, by zanurzyć się w dźwiękach i oczyścić swoją duszę.
GOD CHILD RECORDS
mini album, 21.11.2011
Przed przystąpieniem do słuchania tej płyty miałem pewne obawy, że formacja D mięknie na starość i zacznie zawodzić niczym Kagrra. Jednak od wielu lat jestem zwolennikiem łączenia folku z ostrym rockiem bądź metalem i uważam, że odpowiednio zaaranżowane połączenie obydwu gatunków daje niesamowity efekt. Mini album huang di ~yami ni umareta mukui~ to materiał przemyślany i przygotowany w sposób profesjonalny, a co najważniejsze nie jest bezdusznym produktem, a prawdziwym dziełem sztuki w każdym calu dopieszczonym przez artystów, którzy go stworzyli. Chłopaki nagrywają sporo utworów i dosyć często wydają nowe nagrania. Za każdym razem boję się, że może braknąć im pomysłów. Na szczęście zazwyczaj jestem mile zaskoczony i usatysfakcjonowany. Pomimo charakterystycznego, wypracowanego przez lata stylu, często potrafią mnie zaskoczyć jakimś drobiazgiem. Przed przystąpieniem do pierwszego przesłuchania płyty warto przypomnieć sobie 2 wcześniejsze utwory, mianowicie Crimson Fish (z krążka 7th Rose) i Hēilóng/heroin (z singla akaki hitsujino bansankai). To właśnie historie opowiedziane w tamtych kawałkach stały się inspiracją do stworzenia kontynuacji zawartej na huang di ~yami ni umareta mukui~. Warstwa tekstowa opowiada dalsze losy miłosne bohaterów osadzone w mafijnym półświatku dusznym od przemocy i narkotyków, nad którym unosi się widmo smoka będącego symbolem wszelkiego zła. Warstwa muzyczna jest natomiast rozwinięciem zawartych w tamtych numerach orientalnych smaczków. Genialnie zaaranżowanych, z użyciem tradycyjnych instrumentów jak np. kokyu (a nie jakiś syf z taniego klawisza). Zabiegi te doskonale sprawdzają się w monumentalnym refrenie utworu tytułowego z mocnym perkusyjnym uderzeniem, ale także w spokojnej i kojącej atmosferze sansuishi, malującej przed oczami słuchacza rozległe chińskie pejzaże. Tutaj aż czuć harmonię z naturą. Tak, to Chiny zainspirowały muzyków, a zwłaszcza ASAGIEGO do stworzenia tego konceptu. To ASAGI zainicjował działania, ale w płytę wkład mają wszyscy członkowie. Wymiękam słuchając delikatnej ballady honou no kairou, a z drugiej strony na kolana rzuca mnie moc ryuugan no shizuku. W tym miejscu zakończę, bo już nikt nie czyta, a każdy zdążył już włączyć płytę, by zanurzyć się w dźwiękach i oczyścić swoją duszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz